Artykuły
Dziennik Bałtycki 9.02.93
Amatorzy z Oruni
Anna Jęsiak
Istnieją już siedem lat. Ciągle przy Miejskim Domu Kultury w Gdańsku Oruni. Ciągle naprawach zespołu amatorskiego, chociaż mają świadomość, że się w tej kategorii przestali mieścić.
- Nie jest nam w Oruni źle, ale odczuwamy coraz większy opór statusu - tłumaczy Zdzisław Górski, szef i reżyser Teatru Snów. „Amatorski" wciąż bowiem znaczy - gorszy. Może to i dobre, lecz amatorskie słyszymy. Myślimy zatem o stworzeniu jakiejś nowej formuły organizacyjnej zespołu, aby się wyzwolić z tych dość przecież umownych podziałów. Nie jest to takie proste, ale wierzymy, że uda się to osiągnąć, choćby poprzez stowarzyszenie lub przekształcenie w Ośrodek Poszukiwań Teatralnych. W końcu przecież, mimo trudności, tyle nam się już udało. Miasto do nas nie dokłada, a działamy. Podróżujemy po świecie chociaż nas na to nie stać. Wybieramy po prostu zaproszenia od tych organizatorów imprez, którzy opłacają koszty przejazdu. Zagraniczne wojaże owocują coraz ciekawszymi kontaktami. Ale jak mawia przysłowie „nikt nie jest prorokiem we własnym kraju". Najmniej znają nas więc chyba w Gdańsku.
To nie fałszywe ambicje skłaniają członków zespołu do szukania nowych rozwiązań formalno-organizacyjnych. Mają ku temu pełne podstawy. W ubiegłym roku zagrali 66 przedstawień. Repertuar Teatru Snów stanowią głównie spektakle uliczne, plenerowe, spośród których zrealizowana przed czterema laty „Republika marzeń" wciąż chyba najbardziej się podoba. W minionym roku widowisko to okazało się rewelacją „Festiwalu Zamkowego" w węgierskiej miejscowości Gyula. Teatralne grupy z Polski, Czech i Węgier pracowały tu wspólnie nad współczesną wersją Don Kichota, wpisując opowieść Cervantesa w realia i dylematy doby postkomunizmu. Takie działania noszą nazwę „projektów". Teatr Snów uczestniczył też w innym oryginalnym przedsięwzięciu, które określić można mianem dialogu teatralnego. Wraz z niemieckim teatrem „Aspik" z miejscowości Hildesheim koło Hannoveru przygotował przedstawienie na kanwie Gombrowiczowskiego „Ślubu". Nastąpiło twórcze zderzenie dwóch teatralnych poetyk - tej wywiedzionej z Artauda, a reprezentowanej przez gdańszczan (aliterackość i afabularność scenicznego świata) z tradycyjną konwencją, na jakiej bazują Niemcy. Niestety, jedynie niemiecka publiczność miała okazję ocenić efekty tej pracy, przyjmując zresztą spektakl bardzo ciepło.
Chociaż w ubiegłym roku Teatr Snów bywał za granicą, w tym między innymi w Sewilli na EXPO '92, obok trzech innych polskich teatrów ulicznych, to najważniejsze z artystycznego punktu widzenia okazały się wojaże krajowe. Jesienią na reaktywowanych po trzynastu latach Łódzkich Spotkaniach Teatralnych zaprezentowali swoją jedyną sztukę sceniczną, nawiązującą do prozy Schulza - „Sanatorium . Otrzymali za nią główną nagrodę (ez aequo z poznańskim teatrem Biuro Podróży), a także nagrody za reżyserię i kreację aktorską. Podczas grudniowych Ogólnopolskich Zderzeń Teatrów Kameralnych w Kłodzku zdobyli Nagrodę Młodych przyznaną przez red. Tadeusza Burzyńskiego. A trzeba wiedzieć, że uczestnikami kłodzkiej imprezy były tak renomowane zespoły jak „Wierszalin" czy Teatr „Rampa".
Kilka miesięcy temu szykowali się do wielkiej wyprawy na festiwal w brazylijskim mieście Campinas. Festiwal nie doszedł do skutku z powodu skomplikowanej sytuacji wewnętrznej w Brazylii, podróż Teatru Snów odwołano w ostatniej chwili. Ten rok obiecuje wyjazdy bliższe, ale niemniej ciekawe. Jeden z dwóch planowanych pobytów w Edynburgu poświęcony będzie polsko-szkocko-duńskiemu projektowi pn. „Wypędzenie szczurów z miasta". W tym widowisku dojdą do głosu problemy tolerancji wobec innych i obcych. Pytania o przyszłość nowej Europy podejmą gdańszczanie wspólnie z Duńczykami, Niemcami, Czechami i Słowakami realizując kolejny etap przedsięwzięcia „Droga do Delf'. Tym razem na Węgrzech, w Rumunii i w Słowenii.
- Rozpoczęliśmy też pracę nad własnym nowym spektaklem plenerowym. Będzie to „Wizyta" powracająca do Don Kichota we współczesnym świecie, konfrontująca twarde realia z poezją, broniąca poetyckiego spojrzenia na rzeczywistość - mówi twórca widowiska Zdzisław Górski. Z nowym przedstawieniem scenicznym Teatr Snów zamierza wystąpić dopiero za rok. Czy do tego czasu „dorobi się" nowego statusu - zobaczymy. W to, że będzie nadal istniał jakoś nie wątpię. .
Anna Jęsiak
PS. Wszystkim zainteresowanym Teatr Snów proponuje już od 17 bm. warsztaty teatralne, w nadziei, że spośród uczestników wyłoni nowych członków zespołu aktorskiego Informacje - w MDK w Oruni.
Dziennik Bałtycki 25 stycznia 1991
Teatr Snów
Znani w kraju i za granicą a u siebie w Gdańsku – najmniej
Anna Jęsiak
Domy kultury nie mają dziś lekkiego życia, ani tzw. dobrej prasy. A prawdę mówiąc „prasy” nie mają żadnej. Pisuje się o nich bowiem lakonicznie, zdawkowo, zwykle w związku z informacją o jakiejś imprezie. Bo też jaką niespodziankę kryć w sobie może zwykły dom kultury położony na przykład na obrzeżu wielkiej aglomeracji?
Miejski Dom Kultury w Gdańsku-Oruni taką niespodziankę tymczasem ma. To działający tu od lat paru „Teatr Snów”. Paradoks polega na tym, że ów teatr z MDK znany jest w Polsce i poza jej granicami, a u siebie - w Gdańsku – stosunkowo najmniej. Każdy, kto przejrzy stosy prasowych wycinków z pochlebnymi recenzjami w różnych językach, niezmiennie więc pyta: dlaczego w Trójmieście tak na wasz temat cicho?
Zdzisław Górski – oficjalnie: kierownik działu amatorskiego ruchu artystycznego w DK, de facto – szef i reżyser „Teatru Snów” - przyznaje, że o reklamę specjalnie nie zabiegali. Wierzyli, iż w końcu i tu, na miejscu, ktoś się teatrem zainteresuje. Jeśli to zainteresowanie było do tej nory znikome, to czyż wypada winić za to sam zespół? - „odbija” pytanie.
Zapewne - nie. Tym bardziej że jak na grupę amatorską - pracują i występują duże i często, dając rocznie ponad 50 spektakli. Są to widowiska uliczna, wypełnione ruchem, poezją (choć bez słów), obrazem, muzyką.
Efektowne. Wzruszające. Na pograniczu łez i uśmiechu - jak określa je Zdzisław Górski. Odżegnując się od teatru literackiego, realizmu i polityki, stają ze swymi spektaklami po stronie człowieka i wartości uniwersalnych. Interesuje nas przede wszystkim sztuka. Społeczne przesłanie naszych przedstawień nigdy nie sprowadza się do walki z zastaną rzeczywistością, czy sytuacją polityczną. Unikamy doraźności i plakatowości.
Jaki był pierwszy z samodzielnie przygotowanych spektakli – „Pokusa”, stawiając w opozycji dobro i zło, ukazujący ludzką bezsilność wobec zła. „Pokusa”, z którą 5 lat temu pojechali do Jeleniej Góry na festiwal teatru ulicznego zapoczątkowała pasmo sukcesów. Jeleniogórskie festiwale właściwie nas wylansowały - mówią. Dzięki nim „Teatr Snów” istotnie wszedł w międzynarodowy „obieg”, otrzymując wielu zaproszeń do udziału w podobnych imprezach za granicą, a także we wspólnych artystycznych realizacjach.
Ostatnio przebywali w Oldenburgu w Niemczech, gdzie w ramach Dni Kultury Po1skiej wystąpili obok Sceny Plastycznej KUL i Teatru im. Witkacego z Zakopanego. Prezentowali -,Sanatorium”, przedstawienie inspirowane prozą Bruno Schulza. Jest to trzecia - po „Pokusie” i „Republice marzeń” pozycja repertuarowa w ich dorobku. Teraz pracują nad sceniczna wersją tego spektaklu. Bo ulica daje nieocenione doświadczenia, lecz czas spróbować sił w tradycyjnej teatralnej przestrzeni.
Ich propozycje mieszczą się w nurcie teatru poszukującego. Przedstawienia uliczne - to skrajna forma XX-wiecznych artystycznych poszukiwań. Burzy granice między widzem i aktorem. Publiczność nie jest odświętna, nie mości się wygodnie w fotelach. Nie ma podziału na widownię i scenę, znika rampa. Zaaferowanych ludzi, przypadkowych przechodniów nagle, niespodziewanie osacza teatr. Musi zwrócić i przykuć ich uwagę. a zatem powinien mieć coś istotnego do zakomunikowania, do przekazania. No i cały arsenał widowiskowych środków wyrazu. Na ulicy, w plenerze - nie ma sztywnych ram - jest zawsze miejsce na improwizację, na reakcję widza przechodnia. który często z obserwatora staje się też aktorem, współtwórcą widowiska.
„Nie idzie o to, by usunąć mowę artykułowaną, lecz o nadanie słowom takiego mniej więcej znaczenia, jakie mają w snach...” Tak pisał Antoine Artaud w swoich szalonych „Manifestach Teatru Okrucieństwa”. Tam również proponował: „likwidujemy scenę i widownię,które zostaną zastąpione przez jedno wspólne miejsce pozbawione przedziałów i jakichkolwiek barier, miejsce które stanie się samym teatrem akcji. Widz umieszczony pośrodku akcji będzie przez akcję otoczony i jakby przeszywany”.
Nazwisko Artauda wymienia Zdzisław Górski na pierwszym miejscu, kiedy charakteryzuje krąg artystycznych inspiracji i źródeł poszukiwań. Potem jest Grotowski. I Schulz, którego poetyka zdaje się „Teatrowi Snów” być najbliższa.
Samą zaś nazwę zaczerpnęli nie z rozpraw teoretycznych, lecz z tytułu spektaklu, pierwszego zrealizowanego jeszcze wspólnie z teatrem „TAKO", zanim oba zespoły poszły własnymi drogami. Był to „A1bum snów".
Nowy rok zapowiada się nie mniej pracowicie od poprzedniego. Wszystko też wskazuje na to, że i tym razem spędzą sporo czasu w podróżach. Ciekawie rysuje się propozycja plenerowego przedstawienia będącego próbą współczesnego odczytania mitu Don Kichota. Takie zamówienie do krajów i teatrów Europy środkowej i wschodniej skierował teatr z Avigonu. Gdański zespół włączy się do tego przedsięwzięcia wspólnie z łódzkim „Teatrem 77” i Zdzisławem Hejdukiem. Kilka miesięcy temu pracowali już razem w składzie poszerzonym o artystów z Czechosłowacji i łódzką młodzież, realizując „Wypędzenie szczurów z miasta”. Replika tego widowiska miała potem miejsce w Pradze.
Status teatru amatorskiego działającego w domu kultury w peryferyjnej dzielnicy zapewne nie jest dobrą reklamową rekomendacją. Okazuje się jednak, że nie przeszkadza ani w twórczych poczynaniach, ani wosiągnięciach. Prosta logika zdarzeń wcześniej lub później doprowadzi zapewne do zmiany tego statusu. Myślą o tym spokojnie - szukając mecenasów, przymierzając się do utworzenia fundacji. Chętnie też widzieliby w swym gronie młodych ludzi – wrażliwych, otwartych, lubiących teatr. Nie obiecują im wiele poza mozolną pracą i intensywnymi próbami - być może - szansę przeżycia wspaniałej przygody ze sztuką. Ale czy to mało?
Dziennik Bałtycki 25.03.94
Na szczudłach po laury
Gdańszczanie mało znani
Anna Jęsiak
Podział trwał przez długie lata. Profesjonalne w kulturze było to, co miało solidne instytucjonalne podstawy i patent w postaci dyplomu. Nieprofesjonalne, amatorskie rozpościerało się na wszelkich obrzeżach. Często przyciągało świeżością i oryginalnością, lecz zawsze miało piętno czegoś niepełnowartościowego, gorszego niż profesjonalne. Powoli zaciera się jednak granica tego podziału, a nieprofesjonaliści okazują się niekiedy bardziej profesjonalni od zawodowców. Jednym z laureatów tegorocznej nagrody teatralnej wojewody gdańskiego został Teatr Snów działający w Miejskim Domu Kultury w Gdańsku Oruni. To wyróżnienie najlepiej potwierdza, jak dalece nieostra i płynna stała się ta granica.
Tradycja
Zdzisław Górski, założyciel, szef, reżyser, aktor, a nierzadko też scenograf Teatru Snów jest za młody, by pamiętać czasy rozkwitu studenckiego ruchu teatralnego na Wybrzeżu, epokę „Bim-Bomu" czy Cyrku rodziny Afanasjeff. Na scenie „Żaka” zdążył obejrzeć prezentacje kontynuatorów tego nurtu - zespołu „To-Tu” i Teatrzyku „ą”. W latach siedemdziesiątych, w okresie prawdziwego boomu studenckiej twórczości artystycznej uległ fascynacji teatrem STU, a przede wszystkim „Teatrem Ósmego Dnia”. Tym, o czym mówi i jaką formę swej wypowiedzi nadaje.
Zanurzenie w rzeczywistość i niezgoda na nią, próba przekazania ważnych refleksji w sposób niepolityczny i nieplakatowy, poetyckie widzenie świata zawsze wyróżniało teatralną awangardę - od „sezonu kolorowych chmur” po dekadę lat 70. z bujnym rozkwitem studenckiego teatru. W tym też sensie można widzieć w działalności Teatru Snów „twórczą kontynuację nurtu kultury alternatywnej na Wybrzeżu” - komentuje Górski formułę nagrody.
Teatr Snów, dziewięcioosobowy zespół z dwoma zaledwie etatami wpisanymi w strukturę Domu Kultury, wyrósł w ciągu blisko dziesięciu lat pracy na teatr typowo autorski. Kilka pozycji, które ma w repertuarze, to pod względem stylistyki jeden spektakl w kilku wersjach. Takie jest prawo zespołów autorskich i - choć może się to wydać nieskromne - szef taetru nie waha się odwołać w tym miejscu do Kantora. Do „Umarłej klasy" i następnych realizacji, dla których pozostała punktem odniesienia.
Zdzisławowi Górskiemu niezmiennie towarzyszy w artystycznych poszukiwaniach myśl Antonina Artauda. Redukował on rolę słowa, odcinał teatr od literatury. Słowo, użyte w szczególny sposób, miało być magiczne, dźwięk i znaczenie miały tworzyć jedność. W „Sanatorium”, jedynej jak dotąd scenicznej sztuce Teatru Snów słowa pokrywają się z muzyką. W najnowszym, przygotowywanym również na scenę spektaklu, dojdzie do głosu poetycka metafora nakładających się na siebie poruszeń, znaczących i konkretnych, a zarazem uniwersalnych. I niepowtarzalnych w teatralnym „tu i teraz.
Oryginalność
Nie scena, lecz ulica jest jednak miejscem najczęstszych prezentacji Teatru Snów, specjalizującego się w przedstawieniach plenerowych, wkomponowanych w pejzaż żyjącego miasta. „Gdańszczanie - pisał Tomasz Burzyński na łamach miesięcznika „Dialog”, podsumowując kolejny jeleniogórski Festiwal Teatrów Ulicznych – mają własny styl i poetykę. Na festiwalu wyróżnili się niczym subtelnie wycieniowana czarno-biała fotografia pomiędzy kolorowymi landszaftami, czym pragnę podkreślić odrębność grupy (...)”.
Oryginalność Teatru Snów ujawnia się najlepiej właśnie w konfrontacji z innymi grupami uprawiającymi podobny rodzaj twórczości. Widowiska uliczne należą do bardzo popularnych w nurcie twórczości teatralnej owego innego, alternatywnego, czy awangardowego obiegu. Ale tym, co wyróżnia gdańszczan na tle prezentacji cyrkowo-jarmarczno-muzycznych i pantomimicznych, czy innych atrakcyjnych wizualnie spektakli, szokujących bogactwem nowoczesnych środków technicznych, jest poetyka. W Teatru Snów nie ma efektu dla efektu. Jeśli w „Republice marzeń" pojawiają się ptaki, to użycie szczudeł staje się uzasadnione dramaturgicznie. Szczudła są popularnym atrybutem widowisk ulicznych i właściwie nie ma zespołu, który by się nimi nie posługiwał. Ktoś jednak zauważył, że „nasi” na tych szczudłach wprost tańczą, podczas gdy inni tylko kołyszą się jak kaczki. Czy był to komplement, czy też reakcja na perfekcję wykonania? Raczej to drugie. Aktorzy Teatru Snów bywają regularnie bombardowani pytaniami, czy rzeczywiście są „amatorami”. A ich prezentacje, nie pozbawione przecież walorów widowiskowości, wzbudzają uznanie i stylistyką, i treścią. W drobiazgowej i wnikliwej analizie widowisk Teatru Snów celują krytycy zagraniczni. Traktują je oni w kategoriach kultury w ogóle, a nie kultury pośledniejszej, „niższej”, bo amatorskiej. Tak być powinno. Czy nagroda wojewody zmieni coś w krajowym schemacie ocen?
Od Piły po Avignon
Aby tak się stało, Teatr Snów powinien dać się poznać przede wszystkim „w domu" czyli w Gdańsku. A tak się do tej poły składało, że w Gdańsku występował najrzadziej. Tymczasem zespół ten gra często, sześćdziesiąt razy w roku. Zwykle jednak - poza granicami województwa lub kraju. W Gdańsku w ubiegłym roku wystąpił latem tylko kilkakrotnie. Parę razy zapraszał też na Orunię, do sali widowiskowej na „Sanatorium”. Nic więc dziwnego, że „u siebie” członkowie tej grupy wciąż są mało znani, podczas gdy jej dossier” pęcznieje od wycinków z recenzjami z prasy zagranicznej, a zaproszenia do udziału w rozmaitych festiwalach płyną nawet z innych kontynentów. Niedawno byli w Avignonie. A potem w Pile, gdzie za „Sanatorium" otrzymali nagrodę im. Jana Dormana na Międzynarodowych Targach Inicjatyw Teatralnych, dystansując, nawet Towarzystwo „Wierszalin” z głośnym już „Merlinem”.
Członkowie zespołu są w większości studentami. Skład Teatru Snów zmieniał się już kilkakrotnie, ale repertuar na tym nie ucierpiał. Finanse – zdaniem szefa – nie są tematem wartym poruszenia. Sytuacja - taka jak wszędzie. Koszty zagranicznych przejazdów pokrywają organizatorzy imprez, dzięki czemu podróże w ogóle dochodzę do skutku. Za występy aktorzy otrzymuję honoraria. W Gdańsku grywają za darmo - dla „honoru domu". Postanowili przypominać się częściej. Ale też bardziej się cenić. Są w swojej dziedzinie dobrzy: A tego nie trzeba się wstydzić.
Gazeta Wyborcza Morska nr 328 (537); 12 grudnia 1992
Boga oglądają nieliczni
Krzysztof Skiba
Są jednym z najbardziej znanych teatrów ulicznych w Polsce. Sami piszą scenariusze i sami z bukowego drzewa robią swoje szczudła. Wielu na szczudłach tylko drepcze. Oni potrafi tańczyć.
Teatr Snów działa na końcu świata, czyli w domu kultury w gdańskiej dzielnicy Orunia. Zaczynali jako rozkrzyczany, zbuntowany teatr studencki (wspólnie z Bogdanem Posmykiem tworzyli teatr Tako), by z czasem już jako Teatr Snów budować na asfalcie i chodniku poetyckie, wyciszone obrazy-kompozycje. Teatr uliczny ma swoją poetykę. Dużo w niej cyrku, błazenady, kiczu i ckliwości.
Tatr Snów operuje innym językiem. Na ulicy zawsze spodoba się kopnięcie w tyłek, plucie ogniem czy chodzenie na szczudłach. Uznali, te z tej sfery popisów interesuje ich jedynie chodzenie na szczudłach. Nauczyli się tego i robią to najlepiej w Polsce. Szef Teatru Zdzisław Górski uważa się za intuicjonistę. Wszystko robi z pełnym przekonaniem. Wierzy, że podczas pracy w teatrze dotyka go Artaud. – Teatr otwarty to było takie przekonywanie przekonanych. Ja wyrosłem w kumacie tego teatru, ale od niego odszedłem. Uważam, że na ulicy też można mówić rzeczy ważne i to niekoniecznie krzykiem - wyznaje Górski. Pytany o swych teatralnych guru jednym tchem wymienia Jerzego Grotowskiego, Teatr Ósmego Dnia i Tadeusza Kantora. Gdy próbuję go atakować za Grotowskiego, pod którego niesmacznie podciągają się wszyscy twórcy tzw. teatru alternatywnego, Zdzisław potrząsa swą czupryną i broni się zaciekle. Opowiada o stażach Zygmunta Molika (aktora teatru Grotowskiego), w których uczestniczył i które wiele go nauczyły. Każdy robi jakąś wyrwę w murze - kończy, swą obronę. Teatr Snów patrzy na wielkich i idzie swoją drogą.
O swej kuchni teatralnej wypowiadają się niechętnie. Pracują metodą improwizacji. Scenariusze potrzebne były tylko cenzurze, nie im. Teraz, gdy nie ma cenzury, nie ma też scenariuszy Teatru Snów.
Wszystkie spektakle Teatru są do siebie bardzo podobne. Panuje w nich niepodzielnie świat bohaterów z opowiadań Brunona Schulza. Zagubieni ludzie w wytartych marynarkach, pospieszna miłość, bezinteresowna nienawiść, marzenia o lepszym świecie. i rozpacz codzienności. Czy noś takiego można pokazywać ludziom na. ulicy; którzy śpieszą się do tramwaju i robią zakupy?
Teatr włóczy się po różnych dziwnych miejscach. Jeden za spektakli nie bez przyczyny nazywa się „Podróże”. Swą podróż zaczęli sześć lat temu od pojawienia się na festiwalach teatru ulicznego w Krośnie i Jeleniej Górze. Teraz jeździ po całej Europie: Najbardziej prestiżowy wyjazd w tym roku to udział w imprezach w ramach wystawy Expo '92 w Sewilli. Po drodze były Niemcy, Włochy i Belgia. Organizatorzy festiwalu w Archangielsku zaprosili teatry na wyspy, gdzie budowano pierwsze łagry. Teatr Snów grał też w Sewierodwinsku, mieście, w którym ostatni Europejczycy pojawili się w XVII wieku. Było to miasto zamknięte, bo budowano w nim łodzie podwodne. Odizolowani od świata naukowcy, którzy pracowali przy budowie łodzi, wykorzystali festiwal teatralny, by skontaktować się z ludźmi z „Jewropy”. W tajemnicy przed swymi przełożonymi naukowcy przebrali się zakelnerów i pojawili się w teatralnej restauracji podczas festiwalowej popijawy.
Kilka lat temu dramatycznie zakończyły się występy w ateistycznej Pradze. W nowoczesnym osiedlu Teatr przedstawił spektakl „Droga do raju”, w którym pojawia się postać anioła. Mieszkańcy osiedla zadzwonili na Policję informując ją, że artyści mieszają aniołem dzieciom w głowach. Policja interweniowała natychmiast. Przez godzinę Teatr Snów wziął udział w teatrze sensacji. Na drugi dzień zabroniono im grać z aniołem. Bez anioła spektakl jednak nie miał sensu. Kilka dni później w Brnie podczas - tego samego spektaklu członkowie Teatru rozdali widzom ulotki z przetłumaczonym na czeski fragmentem wiersza Zbigniewa Herberta, w którym poeta poinformował, że „Boga oglądają nieliczni”. Wszystko zakończyło się kolejnym skandalem, bezpieka zarekwirowała widzom ulotki, a teatr cudem uniknął poważniejszych konsekwencji. Może pomógł im anioł? . . .
Krzysztof SKIBA
Teatr Snów występuje w składzie: Ala Mojko, Izabela Terek; Zdzisław Górski, Wojciech Wiński, Aleksander Ozimek. Dotychczasowe spektakle: „Pokusa”, „Republika marzeń”, „Podróże”, „Sanatorium”.
Gazeta Gdańska 1-3.02.1991
Zaproszenie do „Teatru Snów"
Tomasz Olszewski
EDWARD STACHURA napisał kiedyś: „życie to jest teatr". Znacznie wcześniej Calderon uznał, iż „życie jest snem". Działający od 1983 roku w Gdańsku „Teatr Snów" zdaje się scalać w jedno obydwie tezy.
Rok 1990 był dla zespołu niezwykle pracowity. Występował na Festiwalu Teatru Ulicznego w Archangielsku, podczas Dni Kultury Polskiej w Republice Federalnej Niemiec, a także realizował wspólnie z Teatrem „77" i „Divadlo na Provazku" projekt teatralny „Plac Wolności" w Pradze. Teatr przygotowuje nowe spektakle plenerowe i sceniczne. Spektakle są niepowtarzalne - poetyckie wizje utkane z marzeń nasycone obrazem i ruchem.
Twórcy teatru (Zdzisław Górski - autor scenariuszy i reżyser) postanowili poszerzyć zespół aktorski. Liczą na ludzi pełnoletnich, zdecydowanych pracować w teatrze poszukującym, zdolnych poświęcić sporo czasu i energii na realizację widowisk.
W drugiej połowie lutego „Teatr Snów" zaprasza na premierę „Sanatorium" - spektaklu inspirowanego prozą Bruno Schulza. Siedzibą teatru (i miejscem prezentacji „Sanatorium") jest Miejski Dom Kultury na Oruni, ul. Dworcowa 9.
Osobom zainteresowanym udziałem w tworzeniu „Teatru Snów" podajemy kontakt: tel. 31-34-77 - Zdzisław Górski lub twórczyni oprawy plastycznej Alicja Mojko.
Scena Polska Nr 2(10)/1997
Eugeniusz Brzeziński
Teatr Snów – teatr uskrzydlony
Gdzieś w cieniu tej wielkiej teatralnej Sztuki, tej owianej legendą wielkich nazwisk autorów, słynnych realizacji reżyserskich i genialnych (lub może czasem nieco mniej genialnych) kreacji aktorskich, z którymi mamy do czynienia dzięki aktywności Sceny Polskiej, kwitnie życie teatralne innego zupełnie gatunku, kalibru i zasięgu. Obok teatru tradycyjnego, z budynkiem i adresem sceny macierzystej, z publicznością w wieczorowych strojach i ciemnością sali w kontraście z jasną plamą sceny istnieje coś, co nauczyliśmy się nazywać teatrem alternatywnym.
I żeby nas nazwa nie myliła: alternatywy nie stanowi tu ani amatorszczyzna - choć i ta się zdarza, ale przecież zdarza się ona również teatrom tradycyjnym, zawodowym – ani zawartość myślowa przedstawień. Alternatywą jest tu środek przekazu, forma, w jakiej artyści oddają swoje przemyślenia, swoją wizję świata, swoją filozofię życia. Teatry te nie mają zwykle swojej własnej sceny; miejscem ich występów jest ulica. Zobaczyć je można en masse na wielkich festiwalach i przeglądach: w Edynburgu czy Awinionie, lub tych nieco mniejszych: w Toruniu czy Jeleniej Górze. Ale zobaczyć je można też pojedynczo na rynkach miast europejskich od Gdańska po Brugge, od Kopenhagi po Wenecję, w Chojnicach czy Bredzie. Te najsłynniejsze, najbardziej uznane, to Teatr Ósmego Dnia, Biuro Podróży i Teatr Snów.
Właśnie przedstawieniom tego ostatniego chcę kilka słów poświęcić jako, że zdarzyło mi się niedawno obejrzeć dwa spektakle tej gdańskiej grupy (a może trupy?) ulicznej.
Pierwsze, to oparta na opowieści o Don Kichocie, „Wizyta". Bardzo piękne i jak każdy spektakl tego teatru, bardzo efektownie wyreżyserowane i perfekcyjnie zagrane przedstawienie. Jest to teatr bez słów, ale symbolika postaci i dekoracji, nader skromnych, jest bardzo czytelna i zrozumiała dla każdego wrażliwszego widza. Zresztą mocą tych przedstawień jest to, że zachwycają się nimi wszyscy; Ci, którzy dostrzegają tylko ich wyjątkową widowiskowość i ci, którzy tę widowiskowość traktują jak ubranie, w którym przekazuje się treści głębsze, bardziej uniwersalne, ogólnoludzkie.
Sam bohater, grany przez reżysera i autora większości spektakli Teatru Snów, Zdzisława Górskiego, jest bardzo pięknym Don Kichotem. Jego walka z wiatrakami stanowi prawdziwy pokaz perfekcji aktorskiej, a akrobacje na szczudłach przyprawiają widza o gęsią skórkę. W tej sztuce Don Kichot znajduje swoją Dulcyneę, znajduje Dom, w którym czeka na niego stół i łóżko. Dom, w którym może wreszcie spocząć po swoim burzliwym życiu. Czyżby miało to oznaczać koniec romantyzmu, koniec złudzeń, marzeń o celach wyższych, poddanie się codzienności, wyrzeczenie się ideałów? Nie, bo upuszczoną lancę podnosi Sancho Pansa - uosobienie realizmu i tzw. zmysłu praktycznego. Podnosi, przygląda się jej przez chwilę i... rusza na poszukiwanie ,,wiatraków".
Bo romantyzm jest w swym pięknie zaraźliwy. I nigdy nie wiadomo, kiedy w człowieku, zajętym swoimi prozaicznymi problemami dotyczącymi bytu i przetrwania obudzi się ta malutka iskierka zapalająca wielki ogień w sercu. Może czasem słomiany, krótkotrwały, samoniszczący wręcz. Może nawet niepotrzebny z punktu widzenia tych wszystkich stojących z boku i nim nie objętych. A jednak jakże często coś się z niego rodzi! Z tej chęci, musu wręcz, czynienia dobra, walki ze złem tego świata nawet, jeśli wszyscy mówią, że to walka z góry przegrana. To nic, i tak trzeba ją podjąć. W imię ideałów, w imię Człowieka i jego być (w odróżnieniu od mieć).
Drugie przedstawienie, które widziałem, to „Republika Marzeń" - pierwsza uliczna produkcja Teatru Snów, spektakl powstały w pamiętnym roku 89-tym i grany z powodzeniem do dziś. Spektakl wyrażający nadzieje, których tak wiele mieli Polacy w okresie obalania realsocjalizmu. „Republika" mówi o nas, o ludziach szukających sobie miejsca w życiu. Tego dosłownego, konkretnego miejsca, w którym chcielibyśmy postawić nasze łóżko, stół i krzesła, ale też tego innego, w sferze niematerialnej, tego sensu życia, odpowiedzi na pytanie: po co? Bo żyjemy wszak nie po to, żeby jeść i gdzieś mieszkać. Chcemy czasem wznieść się na skrzydłach Ikara ponad los „ludzi-robaków", ludzi żyjących z nosem przy ziemi, w ziemi ryjących, szukających tam jakichś resztek, jakichś odpadów, próbujących często zabrać nam to, co w nas dobre i trwałe. Ale kiedy my, zapatrzeni w „ludzi - ptaki'" próbujemy, jak Oni, wzbić się w niebo, nie bardzo nam się to udaje. Spadamy z połamanymi skrzydłami. A do tego „ludzie - robaki" zawładnęli naszym domem. Ale cóż to? Ludzie ci (bo przecież - ludzie) po raz pierwszy podnieśli głowy, zapatrzyli się w coś daleko, na niebie, zadumali się jakby nad własnym losem. I nagle, już wyprostowani, ruszają w kierunku tego czegoś dalekiego i ulotnego, co właśnie dostrzegli.
A my? Cóż, mimo bolesnego upadku, mimo straty tego, co było dotychczas naszym domem, pozbieramy jakoś połamane kawałki, powtykamy wypadłe pióra, zmontujemy nowe, może lepsze, skrzydła i spróbujemy jeszcze raz. Bo jak długo życia, tak długo nadziei.
Tych spektakli nie da się opowiedzieć - to tylko zarys treści, który tu szkicuję. Moc i piękno tych przedstawień polega na ich obrazach; jest coś absolutnie fascynującego w tych ogromnych, białych płachtach skrzydeł, przypiętych do ramion szczudlarzy-ptaków. W ogóle operowanie przez aktorów czernią i bielą tylko daje wspaniały efekt wizualny. A wyjątkową poetyckość podkreśla cudowna, często specjalnie skomponowana, muzyka.
Do tego przedstawienia potrzebna jest przestrzeń, najlepiej jakiś plac, rynek (na Długim Targu w Gdańsku wyglądają podobno nąjokazalej), choć na sportowym boisku, na którym oglądałem ich wraz z dużą grupą równie zachwyconych widzów, w belgijskim Leuven, nie wydawali się być nie na miejscu.
Słyszałem na tamtej imprezie głosy, że; trzeba ten teatr koniecznie sprowadzić do Holandii. Wygląda na to, że tak się stanie. Jeśli wszystko ułoży się zgodnie z zamierzeniami Teatr Snów wystąpi z „Republiką marzeń” podczas Dni Kultury Polskiej w Delft w końcu września. Nie przegapcie Państwo tej okazji, gdyż naprawdę trzeba to zobaczyć. I namawiajcie swoich holenderskich przyjaciół i znajomych.
Bo teatr, to nie tylko pomieszczenie z miękkimi fotelami i sceną, na której możemy podziwiać gwiazdy. Teatr wziął się z ulicy, z Commedia Dell'arte i czasem wciąż jeszcze na tej ulicy potrafi zabłysnąć najprawdziwszym blaskiem.
Gazeta Wyborcza Morska nr 90 (946); 18 kwietnia 1994
Miejsca i instytucje
Topografia Kulturalna Trójmiasta
Aleksandra Ubertowska
Kultura w Trójmieście rozpięta jest między MIEJSCEM I INSTYTUCJĄ Instytucja to prestiż, celebra, rytuał. Miejsce – autentyk, spontan, obiekt kultu.
Kultura – jak żywy organizm – wegetuje, kwitnie, obumiera. Gdzie DZIEJE SIĘ kultura Trójmiasta? Jak wygląda mapa kulturalna Wybrzeża? Gdzie usadowiły się jej punkty newralgiczne.
Prestiż i kult
Co jest miejscem, a co instytucją? Każde z nich ma swoje własne „zaplecze społeczne” i zaspokaja inne potrzeby. Instytucje są silnie zakorzenione w strukturach administracyjnych miasta i, co zrozumiałe, uprzywilejowane przy rozdziale środków budżetowych. W sferze kultury instytucje są emanacją lokalnych ambicji administracji, służą podkreślaniu prestiżu i rangi miasta.
Miejsca są raczej funkcją środowiskowych potrzeb, obiektem kultu zamkniętej społeczności. Z reguły kreują się na autentyk; nie należy jednak zapominać, że i tu potężną siłą napędową są snobizmy, mody i... fobie.
Rytuał, antyrytuał
Instytucją jest z pewnością pierwsza scena Trójmiasta – Teatr Wybrzeże. Ci, którzy odwiedzają budynek przy Targu Węglowym, na ogół nie oczekują estetycznego wstrząsu, szoku; nie chcą dokonywać radykalnych przewartościowań w obrębie własnych wyobrażeń o sztuce. Chcą raczej uczynić zadość swoistemu rytuałowi: usiąść w zarezerwowanym fotelu na widowni, dosta do ręki efektownie wydrukowany program, poprowadzić błyskotliwą konwersację w foyer. Zanurzenie w teatralnym rytuale daje miłe poczucie uczestnictwa w wydarzeniu kulturalnym, poczucie bycia kulturalnym człowiekiem (wszystko to bez ironicznego cudzysłowu).
Na przeciwnym biegunie sytuują się uliczne przedstawienia Teatru Snów, który właściwie nie ma swojego „miejsca”, kreuje je raczej za każdym razem na nowo, w „prozaicznej” przestrzeni ulicy.(....)
Głos Wybrzeża 30 marca 1995
Laurka dla Teatru Snów
Małgorzata Gradkowska
Teatr Snów ma swoich zagorzałych wielbicieli. Z okazji Międzynarodowego Dnia Teatru w Młodzieżowym Klubie Twórczym „Plama” na Zaspie zorganizowali oni spotkanie z twórcami teatru, zatytułowane przewrotnie „Laurka dla Teatru Snów”. Nie chcieliśmy, aby występowali, cierpieliśmy natomiast na niedosyt rozmowy i postanowiliśmy stworzyć do niej pretekst” – powiedziała Elwira Twardowska, kierownik klubu.
Teatr istnieje od 1986 roku, mając już w dorobku wiele spektakli. Jak poinformowała „Głos” Alicja Molak, współtwórczyni teatru, scenograf, trwają ostatnie przygotowania do przedstawienia publiczności nowej premiery. 17 maja na ul. Długiej będziemy mogli zobaczyć „Ogród” - najbardziej widowiskowy w historii teatru spektakl, w którym po raz pierwszy pojawi się kolor i być może, chociaż to raczej spektakl gestu, pieśń. Inspiracją dla autorów był boschowski statek szaleńców, na którym wysyłano w ostatnią podróż „innych” chorych, szaleńców. Chcą pokazać takich życiowych outsiderów w ich przygodzie, w której udaje im się dotknąć czegoś nowego, ogrodu - wyobraźni, przestrzeni, inaczej spojrzeć na to co już było... Jak wielka jest to wizja i jak bardzo uda się dotknąć problemów szaleństwa, przekonamy się niebawem,
Zdzisław Górski szef Teatru Snów, opowiedział również „Głosowi” o nowym, planowanym dopiero przedsięwzięciu - będzie to spektakl sceniczny (drugi po 'Sanatorium"), który obejrzymy jednak dopiero za 2 lata. Punktem wyjścia do scenariusza będzie historia Szymona Maga, jednego z pierwszych gnostyków i jego spór z Apostołem Piotrem o wyższość ich bogów. Ma być to spektakl o niespełnionych marzeniach, podstawowych sprzecznościach: ducha i materii.
Dziennik Bałtycki 31.03.95
Twórca przy warsztacie
Zdzisław Górski - autor Teatru Snów
Przed kilkoma dniami Klub „Plama" na Zaspie otworzył u siebie wystawę przypominającą - poprzez zdjęcia, dokumenty i recenzje prasowe - przedstawienia Zdzisława Górskiego w jego Teatrze Snów. Były już trzy: sceniczna „Republika marzeń” oraz plenerowe „Podróże” i „Wizyta”, prezentowane w różnych miastach Europy, po premierach zawsze w Gdańsku. Widowiska ożyją i w tym sezonie, a sezon dla teatru Zdzisława Górskiego rozpoczyna się wiosną i kończy jesienią, jeśli zważyć tylko pokazy plenerowe, bo jego zespół spotyka się przez cały rok na warsztatach.
Teraz właśnie artysta pracuje nad nowym przedstawieniem, pt. „Ogród”, które chce pokazać na Długim Targu 17 maja. Inspiracją jest literatura, malarstwo, muzyka; wątki stamtąd zaczerpnięte posłużą Górskiemu do zakreślenia klamr scenariusza, ogólnego zamysłu widowiska, które po prawdzie powstanie w ruchu, przy kontakcie z widzami, z kreowania nastrojów, z kontekstów poetyckich. „Ogród” opowie o ludziach osobnych, obdarzonych szczególną wrażliwością w postrzeganiu świata, często przez to nieszczęśliwych. Czy tylko w marzeniach potrafią poprawić swój los?
Muzykę do „Ogrodu" napisał Dariusz Michalak. Wszystko zaś dziać się będzie na scenie, którą stanie się dwumetrowej długości wehikuł, coś w rodzaju statku połączonego z rydwanem. Teatr ruchu, pantomima, poezja, plastyka, teatr uliczny - w snach wszystko jest możliwe.
19 maja ten statek na kółkach pojedzie na Gliwickie Spotkania Teatralne. Spośród czekających teatr krajowych występów wymienić można jeszcze udział w Warszawskiej Wiośnie Teatralnej, czy w Radomiu w festiwalu sztuk Gombrowicza - tam Górski pokaże swoją inspirowaną Schulzem „Republikę marzeń". W czerwcu Teatr Snów wybierze się z „Wizytą" do Niemiec na Festiwal Nowej Hanzy, w lipcu znów będzie na festiwalach - w Stockton w Anglii i w Rouen we Francji.
A o czym marzy Zdzisław Górski? O wielkim spektaklu scenicznym. Już go obmyśla, wykorzystując wątek Szymona Czarnoksiężnika ze Złotej Legendy. Zamierza jednak skłonić widza do sprzyjania Magowi, bo jego lot musi się udać.
Skoro już zapytałam o marzenia, padło to słowo: własna siedziba. Tylko dziennikarską kaczką okazała się niedawna wiadomość w prasie, że bezdomny Teatr Snów wprowadzi się do „Miniatury”.
Zanotowała: Anna Kościelecka
Gazeta Morska. Trójmiast, Elbląg, Słupsk. Wtorek 14 marca 1995
Kultura miejska
Bez wystawności
Waldemar Kuchanny
Na kulturę w 1995 r. Gdańsk przeznaczył 56 mld 107 mln starych złotych, czyli 2 proc. Budżetu.(...)
Łącznie i rozłącznie
Wydział Kultury Urzędu Miejskiego ma zamiar w tym roku przeprowadzić zmiany organizacyjne.
Na uporządkowanie czekają sprawy Miniatury – jedynego teatru pozostającego w gestii miasta. Planuje się połączenie z Teatrem Snów. Kandydatem na szefa tych połączonych instytucji jest Zdzisław Górski, obecny dyrektor Teatru Snów. (...)
Wybrzeże
Międzynarodowy Festiwal Teatrów Ulicznych
Feta na Szczudłach
Okrągły tydzień trwała w Gdańsku „Feta” Teatrów ulicznych i plenerowych
Żwawe życie nocne hulało zatem i na Zaspie, gdyż pokazy fantastycznych spektakli z wielu zakątków świata odbywały się w okolicach mola i na pasie startowym. Tę, dedykowaną gdańskiemu milenium imprezę, zorganizowała Elwira Twardowska, szefowa i animatorka młodzieżowego klubu twórczego „Plama”. Jednak pomysłodawcą był dyrektor Teatru Snów, Zdzisław Górski, który uruchomił swoje zagraniczne i rodzime, plenerowo-teatralne kontakty.
[...] Oklaskiwaliśmy po raz kolejny, jak zawsze urokliwy Teatr Snów.[...]
Gazeta Morska. Gazeta Wyborcza 1.07.1997
Wielka FETA
Rozmowa z Elwirą Twardowską, organizatorką Festiwalu Teatrów Ulicznych FETA
W najbliższą sobotę rozpocznie się jedna z najbardziej widowiskowych imprez związanych z obchodami tysiąclecia Gdańska – Festiwal Teatrów Ulicznych i Plenerowych FETA. Organizatorami są Klub Twórczy „Plama” pod kierownictwem pani Elwiry Twardowskiej oraz Komitet Obchodów Tysiąclecia.
Festiwal odbywa się także dzięki mecenatowi Rady i Zarządu Miasta Gdańska.
OLA TRZASKA: Jest to pierwsza tak duża impreza tego typu w Gdańsku. Nasze miasto nie ma tradycji organizowania festiwali teatrów ulicznych. Skąd więc pomysł na przygotowanie FETY?
ELWIRA TWARDOWSKA: Gdyby zajrzeć w historię Gdańska sprzed paru wieków, okazałoby się, że takie tradycje istnieją. Pamiętajmy, że każdemu większemu wydarzeniu towarzyszyły kiedyś uliczne zabawy i fety, do miasta ściągały trupy teatralne, żeby zabawiać gawiedź. Nasz festiwal to w jakimś stopniu powrót do korzeni. Pomysłodawcą festiwalu jest Zdzisław Górski, dyrektor gdańskiego Teatru Snów. Jego idea bardzo nam przypadła do gustu i zdecydowaliśmy podjąć się organizacji tego olbrzymiego przedsięwzięcia.[...]
Przypuszczam, że napłynęło bardzo wiele ofert od teatrów z całego świata. Jakimi kryteriami kierowano się przy doborze uczestników?
[...] Zaprosiliśmy wszystkie gwiazdy polskiej sceny teatralnej (Teatr Kto, Klinika Lalek, Teatr Snów, Teatr Ósmego Dnia, Biuro Podróży), co stanowi swoisty ewenement, ponieważ nie było jeszcze festiwalu, na którym zaistniałyby one razem.[...]
Gazeta Wyborcza Morska. Kultura 6.11.1997
Sny o Teatrze-Mieście
Monika Brand
Rozmowa ze Zdzisławem Górskim, twórcą i szefem Teatru Snów
MONIKA GRAND: W milenijnym roku dla ulicznego Teatru Snów pracowite były zwłaszcza lato i wczesna jesień. W Gdańsku zagraliście wszystkie swoje przedstawienia: W sierpniu byliście na największym europejskim festiwalu stuki w Edynburgu.
ZDZISŁAW GÓRSKI: Byliśmy też w Stockton na jubileuszowym, 10. festiwalu teatru ulicznego, największym w Wielkiej Brytanii. Do Edynburga pojechaliśmy z „Ogrodem". Graliśmy na dziedzińcu Old College - najstarszego uniwersytetu, tam gdzie poznańskie Biuro Podróży pokazywało swoją „Carmen Funebre". Zagraliśmy dziesięć biletowanych przedstawień. Miało być ich dwanaście, ale dwukrotnie granie uniemożliwił nam deszcz. Obejrzało nas ponad 1300 osób. Bilety na „Ogród" nie były tanie, kosztowały 6, i 8 funtów. Trudne okazały się tamtejsze warunki. Dziedziniec, na którym występowaliśmy, ma złe podłoże, jest wysypany grubym żwirem. W „Ogrodzie", jak pamiętasz, mamy dwa jeżdżące elementy - bramę i łódź. Do tego mieliśmy tylko półtorej godziny na przygotowanie spektaklu. Musieliśmy zmienić ruch i rozwiązania niektórych scen, bo była tylko jedna brama wyjściowa. Graliśmy o godzinie 20, a więc bez świateł, co ujęło spektaklowi magii. Zdawałem sobie sprawę, że będziemy konfrontowani z Biurem Podróży, które odniosło tam wielki sukces. Ale jakoś poszło.
Jak „Ogród” został odebrany w Edynburgu?
- Bardzo dobrze. Przychodziło do nas wielu dziennikarzy i widzów. Wszyscy podkreślali oryginalność tego przedstawienia, jego inność wobec tego, co się tam ogląda. W „Ogrodzie" w sposób bardzo powolny, balladowy, opowiadamy historię pewnej podróży, wewnętrznej wędrówki. Poruszamy w nim temat ezoteryzmu, spraw duchowych, inspiracją była dla mnie
„Podróż na wschód" Hessego. W ocenach naszego spektaklu najczęściej padały takie przymiotniki, jak „piękny", „fantastyczny", „cudowny" i „niezwykle mądry". „Scotsman", najbardziej opiniotwórcze pismo, towarzyszące festiwalowi od 50 lat, przyznające swoją nagrodę, dało nam cztery gwiazdki na pięć możliwych. Po cztery gwiazdki dostały też teatry Wierszalin za „Dybuka" i Ludowy z Nowej Huty za „Antygonę". Ale w „Herald Tribune" ukazała się recenzja dla nas nieprzychylna.
Nie jesteście typowym teatrem ulicznym. Owszem, używacie szczudeł, ale ognia już nie.Często inspiruje Was literatura. Trudno jest rozszyfrować treści Waszych spektakli, przystając na chwilę na jakimś placu z zakupami w ręce. Ich poetyka wymaga skupienia, zwolnienia tempa.
- Często o tym myślę. Czy naprawdę teatr uliczny musi być tak czytelny, tak klarowny, tak „zjadliwy"? Do pewnych wątków, do tego, co jest jądrem człowieczeństwa, trzeba wracać. To się przydaje w świecie szumu informacyjnego i agresji. Moją odpowiedzią na tę wątpliwość są kolejne przedstawienia. Oczywiście, wyciągam wnioski z tego, co słyszę. Zastanawiam się, czy robić dalej to, co mnie interesuje. Czy, mimo wszystkich utrudnień, próbować grać w niesprzyjających okolicznościach; próbować wyciszać przestrzeń, działać tą odmiennością i pokazywać, że na ulicy też można, że też się udaje. Chciałbym opowiadać ciekawie, chciałbym, żeby to było i widowiskowe, i zwarte, odbierane na kilku poziomach, i przez przypadkowych gapiów, i przez ludzi, którzy chcą rozumieć. Teatr to jest „między". To, że czasami jesteśmy nie rozumiani, to nie jest tylko nasza wina. Pozwalam sobie tak mówić, bo teraz, jako dojrzały artysta, wiem, że to działa, że ludzie potrafią o naszych spektaklach mówić. Warto to robić, ryzykując niezrozumienie przez większą część ludzi. Znam te opinie, że nasze przedstawienia są piękne, ale niezrozumiałe. Sądzę, że część widzów boi się wnikać w nie za bardzo.
Dlaczego nie doszło do realizacji milenijnego plenerowego widowiska „Miasto-Teatr", do którego napisałeś scenariusz?
- Ponieważ zabrakło pieniędzy. 0 tym widowisku rozmawialiśmy z gdańskimi urzędnikami już dwa lata temu. Być może, zrobię ten projekt w innym mieście. Dostałem propozycję od Jerzego Zonia, dyrektora Teatru KTO i Festiwalu Teatrów Ulicznych w Jeleniej Górze, zrobienia wspólnego spektaklu na festiwal Kraków 2000.
Ostatnią premierę mieliście ponad dwa lata temu. Nad czym teraz pracujecie?
- Powstał jur pewien zarys przedstawienia ,Księga utopii". Jeśli znajdziemy jakieś pieniądze, może premiera odbędzie się w przyszłym roku. Nasz problem polega na tym, że nie mamy warunków do pracy. Nie mamy sali w Gdańsku, w której moglibyśmy odbywać próby. Wiosną i latem jeździmy po Polsce i Europie, promując nasze miasto. Tak było też ostatnio w Edynburgu. W sierpniu i wrześniu zagraliśmy w Anglii i Holandii 21 przedstawień. Komitet Obchodów Tysiąclecia zamówił u nas dziewięć przedstawień, ale w sumie w Gdańsku zagraliśmy tego lata trzynaście razy. Zdaniem urzędników wydziałów kultury; prestiż miasta podnoszą obce zespoły, zapraszane do Gdańska za duże pieniądze. Szkoda, że nikt nie pomyśli, by zaprosić. własne. Szkoda; że nie mogło dojść do wspaniałego widowiska na cześć tysiącletniego Gdańska, przygotowanego siłami lokalnych artystów, tak jak to było w planach. Być może, mści się na nas poprzednia siedziba? Przez jakiś czas pozostawaliśmy w strukturach Młodzieżowego Domu Kultury na Oruni. Wiele osób uważa; że na Oruni nie można było robić dobrego, teatru. Może naszą ofertę trzeba złożyć w Gdyni lub Sopocie. Zależy nam na miejscu do pracy. Takie są nasze oczekiwania. Póki co, próby odbywają się w ośrodku wczasowym w Sominach, oddalonych od Gdańska ponad sto kilometrów.
Dziennik Bałtycki 26, 27 sierpnia 2000
Sominy. Teatr znany, lecz nieznany
Ludzie na szczudłach
Alicja Zielińska
Gigantyczne postacie poruszające się po ulicy zatrzymują przechodniów. Najpierw z otwartą buzią gapie podziwiają sprawność aktorów, którzy nawet nie chodzą, a tańczą na „drewnianych nogach”. Dopiero w drugiej kolejności zauważają, że tym ruchem, grą świateł te wielkoludy chcą im coś przekazać.
Teatr Snów - bo o nim mowa - swoją pracownię ma w Sominach, w ośrodku Uroczysko. Grając na ulicy mają przypadkową publiczność, z którą jednak szybko nawiązują kontakt. Najbardziej cenią sobie uczestnictwo w festiwalach teatralnych. Są wysoko oceniani przez profesjonalistów, zdobywają liczne nagrody. Teatr Snów znany jest przede wszystkim w Trójmieście i poza granicami kraju. Niezauważeni pozostają w gminie Studzienice i powiecie bytowskim, czyli w miejscach, gdzie mieszkają i pracują.
- Zależy nam, aby nasze spektakle były szczególne, niecodzienne – mówi Zdzisław Górski, założyciel i reżyser Teatru Snów. – Chcemy, by pozwalały na refleksje, przeżycia, przemyślenia. Zachęcamy do spojrzenia w górę na ptaki, niebo, domy. Może dlatego, tutaj na miejscu, tak trudno nam o widza.
Zmienił deskę na teatr
Zdzisław Górski z wykształcenia jest elektrotechnikiem przemysłowym. Przy desce kreślarskiej stał prawie 11 lat. Pracę, nawet dość dobrze płatną, porzucił dla kultury i teatralnych marzeń. W roku 1985 zaczął pracę w domach kultury na Suchaninie, potem Oruni. Jeszcze w czasach studenckich działał w Żakowskiej Akademii Kultury. To już tam połknął bakcyla, pokochał teatr.
- Kultura studencka w latach 70. żyła pełną parą - żywo gestykulując opowiada Zdzisław. - Wciąż poszukiwało się czegoś nowego, chciało się tworzyć, działać. Były ku temu też warunki. Kontakty ze studenckimi teatrami amatorskimi pozostawiły ślad. Już podejmując pracę zawodową wiedziałem, że tak naprawdę chcę robić coś zupełnie innego.
W tym czasie w Domu Harcerza stworzył Otwartą Grupę Teatralną i prowadził Harcerski Klub Filmowy. Przez dziesięć lat dojrzewała w nim myśl o całkowitym zaangażowaniu się w życie kulturalne.
Niespokojną duszę ma chyba po dziadku, Janie Górskim. Senior w okresie międzywojennym aktywnie działał w Czersku, gdzie pracował w kole zajmującym się zbieraniem datków na funkcjonowanie amatorskiego teatru. Zorganizował też wielką, jak na owe czasy wyprawę kolejową do Rzymu. Kochał kulturę, sztukę i wszystko, co się z nimi wiązało.
Zrealizować marzenia
Zdzisław odchodząc z wyuczonego zawodu, wiedział, że straci finansowo. Na kulturze przecież jeszcze nikt nie zarobił. Na jego poczynania bardzo sceptycznie patrzyła żona, Danuta. Jednak zawsze wspierała męża, jak mogła.
- To był trudny okres wspomina pani Danusia. Małe dzieci, spore potrzeby finansowe, a mój mąż postanawia zmienić pracę. Wiem, że nie była to dla niego łatwa decyzja. Jednak chęć samorealizacji wzięła górę.
W czasie, gdy Zdzisław został kierownikiem Miejskiego Domu Kultury w Gdańsku, powstał tam Gdański Ośrodek Teatralny Oczywiście, stanął na jego czele. Równocześnie kończył liczne kursy, warsztaty i szkolenia teatralne, zdobył również wykształcenie instruktora teatralnego. Na jego zajęcia przychodzili studenci. I to był początek Teatru Snów Jego wymarzonego teatru. Pierwszy spektakl miał premierę w roku 1986. Było to przedstawienie uliczne pt.„Pokusa". Później sięgnęli po nowe, ryzykowne rekwizyty – szczudła, postawili na skąpą scenografię i grę świateł. Stworzyli teatr poetycki.
Wszystko sami
Teatr Snów jest typowo amatorski, tworzą go ludzie, którzy wcześniej uczestniczyli w warsztatach prowadzonych przez Zdzisława. To grupa licząca obecnie 9 osób. Rotacja jest duża. Jedni przychodzą, inni odchodzą z różnych względów. Studia, praca, ograniczenia czasowe nie pozwalają im pozostać w zespole. Aktorzy nie mają stałych dochodów, żyją z tego, co zarobią wystawiając spektakle. Ogromne pieniądze pochłaniają jednak przygotowywane przez nich scenografie, stroje i transport. Wszystko oplatają sami. Tylko dwa razy udało im się otrzymać granty od władz Gdańska na konkretne spektakle.
Występują jednocześnie w roli producenta, montera i aktora. Spotykają się w Uroczysku w weekendy. Mają do swojej dyspozycji wielką salę i przestrzeń. Tu powstają metalowe konstrukcje tworzące ich scenografie, sami farbują materiały i szyją stroje. A przede wszystkim odbywają próby. Chodzenie na szczudłach wymaga nie lada sprawności i specjalnych ćwiczeń.
- Ogromnie cenię sobie próby i przygotowania spektaklów - Zdzisław nie ukrywa swojego zaangażowania. - Rozwój i postępy ludzi, momenty improwizacji to dla instruktora teatralnego najwspanialsze chwile. Jako reżyser cenię sobie efekt końcowy Lubię patrzeć, jak oddziaływuje na widza to, co gramy. Zwycięstwo jest wtedy gdy widać, że publiczność przeżywa go i dyskutuje.
Smutne refleksje
W maju tego roku odbyła się premiera spektaklu scenicznego pt. „Żuraw”. Dla teatru było to ważne wydarzenie, ponieważ powrócili na scenę po siedmioletniej przerwie.
- Często mówi się o nas teatr uliczny - zwierza się aktor. - Jesteśmy teatrem, który gra nie tylko na ulicy. Lubimy jednak taką scenę, bo tu można mówić o rzeczach ważnych i subtelnych wbrew przypadkowości widzów. Tu ważną rolę odgrywa naturalna scenografia, uliczki, rynki, kamieniczki i ludzie. Widz jest jakby podglądaczem.
Marzeniem Zdzisława Górskiego są jeszcze lepsze warunki do pracy i siedziba teatru w Gdańsku.
- Mam nadzieję, że z czasem nasze władze dostrzegą wartość sztuki i będą wspierać rozwój kultury - z nadzieją w głosie mówi Zdzisław - Nigdy nie będzie dobrego współżycia i rozwoju społeczeństwa, gdy w budżetach kultura i edukacja będą na szarym końcu. Łatwiej jest oczywiście zrobić coś w zakresie infrastruktury, co wyborca zauważy od razu, niż kształcić jego wrażliwość. To refleksje może smutne, ale nie przeszkadzają mi robić tego co robię.
Trzecie pokolenie
Młodszy syn Zdzisława, Adam, jest również aktorem Teatru Snów. Pierwszy jego występ na scenie miał miejsce w sierpniu 1990 r. Wówczas grał „w zastępstwie”. Był wtedy uczniem II klasy liceum. Wcześniej ojciec zabierał go na próby. Próbował swoich sit na szczudłach przy każdej okazji. Ukończył Politechnikę Gdańską, jednak tak jak tata, nie myśli na razie o pracy w swoim zawodzie.
Aktorzy i ich wojaże
Teatr Snów tworzy 9-osobowa grupa: Ofelia Cybula, Alicja Mojko, Kalina Mojko, Marcin Kowalewski, Nadia Belkessam, Piotr Luboch, Artur Karczewski, Jarostaw Rebeliński i Adam Górski. Działają pod bacznym okiem instruktora i reżysera Zdzisława Górskiego.
Ze swoimi spektaklami zaprezentowali się między innymi podczas EXPO w Sewilli, festiwalach w Awinionie, Edynburgu. Znani są w Anglii, Belgii, Holandii. Wielokrotnie występowali w Niemczech, Czechach, Słowacji, Danii i Szwecji, a także w Rosji - w odległym Archangielsku.
W sobotę, 26 sierpnia grają w Toruniu podczas zamknięcia „teatralnego lata”. Wystąpią tam z najnowszym spektaklem „Księga utopii” opowiadającym o człowieku, który próbuje realizować idealny świat na swoją ludzką miarę.
8 września zaprezentują się w Tczewie podczas otwarcia festiwalu „Zderzenia Tczew 2000”, a 16 września ponownie gościć będą w Niemczech.
Pomerania. Miesięcznik społeczno – kulturalny Nr 1 styczeń 2000
Świat mało znany
Teresa Pałejko
(...)
Drugim zjawiskiem, które mnie zachwyca jest, powstały w 1986 roku, Teatr Snów. Prywatny teatr uliczny Zdzisława Górskiego i Alicji Mojko. Jego spektakle tworzone są z obrazu, ruchu i światła, inspirowane malarstwem Boscha, Chagalla i Breughla; tam słowo jest traktowane muzycznie.
Wśród misternie wykonanych, wielkich i niesłychanie lotnych konstrukcji na wysokich szczudłach ukazują się marzenia o miłości, pięknie i wolności. A przecież dzieje się to przeważnie na agresywnej ulicy, wśród publiczności przypadkowej i spieszącej się - i ulica musi podnieść głowę, oderwać wzrok od ziemi. Ulica przypomina sobie, że zagubiła marzenia, że piękna jest ludzka kruchość i delikatność. Autorem wszystkich scenariuszy i reżyserem jest Zdzisła w Górski, cudowną oprawę plastyczną projektuje i wykonuje wraz z Alicją Mojko. Poza nimi dwojgiem, zespół tworzą studenci trójmiejskich uczelni, adepci warsztatów teatralnych. Gdański Teatr Snów jest zapraszany na wszystkie prestiżowe festiwale w Europie.
(...)
Ruch Teatralny 10/2000 Nr 6(53)
Potrzeba latania
141. „Zdzisław Górski, lider trójmiejskiej alternatywy teatralnej, twórca (...) Teatru Snów, kończy dziś [15 czerwca] 50 lat. Z zawodu jest elektrykiem, skończył Wydział Elektryczno-Mechaniczny Politechniki Gdańskiej. Przez 11 lat pracował w Gdańskim Biurze Projektów. Dla kotłowni w pobliżu Tczewa zaprojektował instalację elektryczna. Jego pierwszą fascynacją był film, prowadził nawet Dyskusyjny Klub Filmowy w Domu Harcerza w Gdańsku. W 1974 roku założył swój pierwszy teatr, Otwarta Grupę Teatralna. Pod koniec lat 70. wraz z Bogusławem Posmykiem zrealizowali spektakl Ostatnia pieśń Pulcinelli, z którym objeżdżali wsie i miasteczka. Teatr Snów założył 17 lat temu w Osiedlowym Domu Kultury w Gdańsku Suchaninie. Potem, aż do 1996 roku, grupa pracowała w Miejskim Domu Kultury na Oruni. Od czterech lat Teatr Snów, trójmiejska wizytówka teatralna, jest bezdomny. Próby nowych widowisk odbywają się w ośrodku wczasowym w Sominach, 120 km od Gdańska lub w sali gimnastycznej w Studzienicach. W Republice marzeń, Sanatorium, Podróżach, Wizycie, Ogrodzie, Księdze Utopii Górski opowiada o nieodłącznej człowiekowi potrzebie marzeń i jego wędrówce coraz wyżej i wyżej... Należące do czołówki polskiego teatru ulicznego Sny pokazują człowieka i świat jego intymnych przeżyć środkami niezwykle rzadko stosowanymi w plenerze. To teatr metaforycznego skrótu, specyficznych poruszeń ciała, muzyki, stwarzającej kameralny nastrój i przedmiotów-obiektów, które, choć wpisane w ludzka codzienność, znaczą tu wiele więcej. Dla widzów, przypadkowych przechodniów, spotkanie Teatru Snów na placu czy ulicy jest jak sen. Spowolniony, nierealny rytm widowisk Górskiego, historia złożona z poetyckich obrazów (często wywiedzionych z prozy, m.in. Bruno Schulza), mogą nasuwać myśl o śnieniu na jawie. Kiedy przed laty teatr grał Pokusę w Chełmsku Ślaskim, swojej ukochanej wiosce, wędrówka Anioła, towarzyszącego młodej parze w bieli, nikogo nie zdziwiła. Szczudlaci aktorzy (Zdzisław Górski w roli pana młodego) obchodzili rynek, mijali jakieś zaułki, a gdy wyłonili się nagle zza węgła, kobieta zajęta praca w przydomowym ogródku, obrzuciła ich wzrokiem i powiedziała: - Dzień dobry. - Zdzich zazdrości Tadeuszowi Kantorowi tego słynnego powiedzenia o krześle, że chciałby wymyślić coś równie wspaniałego jak krzesło - mówi Alicja Mojko, aktorka i scenograf, związana z Teatrem Snów od początku. - W Zdzichu jest tęsknota za lataniem, stad te jego skrzydła i machiny, które mogą się unosić. Czekam, kiedy na nich naprawdę odleci... W przygotowanym na ubiegłoroczna Fetę widowisku Księga Utopii po raz pierwszy Teatr Snów wykorzystał monstrualne jeżdżące obiekty, miejsca, których człowiek szuka dla siebie. Właśnie o tym, że nie można ustawać w poszukiwaniach mówi Górski w swoich przedstawieniach. - Chciałabym umieć robić taki teatr, jak Zdzicho - wyznaje Ewa Ignaczak, szefowa teatru Stajnia Pegaza. - Teatr, wyzwalający niesamowite emocje, poruszający to, co w nas najbardziej ukryte. Tego się od niego uczę od lat. A dziś dziękuję mu za piękno, mądrość i duchowość w teatrze. 5 lipca paradą, która rozpocznie się na Długim Targu w Gdańsku, Teatr Snów otworzy czwarta edycję Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Ulicznych i Plenerowych FETA, którego Zdzisław Górski jest pomysłodawcą” (Monika Grand, Gazeta Morska nr 139).
Przekroczyliśmy Złotą Bramę
142. „Występ Teatru Snów (...) rozpoczął IV Festiwal Teatrów Ulicznych i Plenerowych Feta 2000. Parada ruszyła spod Złotej Bramy. Przebyła cała ulicę Długą, wzbudzając niemałe emocje wśród publiczności. Nie obyło się jednak bez problemów. Prezentację utrudniały pozostałe jeszcze po obchodach Dni Morza zwisające co kawałek proporczyki, o które zahaczali aktorzy. Poruszali się bowiem na szczudłach budź na specjalnych rusztowaniach. Przedstawienie zakończyło się pod Zielona Brama. Tam Adam Landowski, wiceprezydent Gdańska (...) uroczyście zainaugurował czwarta edycję Fety. - Wraz z Teatrem Snów przekroczyliśmy Złota Bramę, za którą odnajdziemy, mam nadzieję, wspaniałe przestrzenie dla nowych form teatralnych - powiedziała Elwira Twardowska, organizatorka festiwalu (...) - Nasze przedstawienie stworzyliśmy specjalnie na otwarcie festiwalu - mówi Zdzisław Górski, dyrektor Teatru Snów. - Wykorzystaliśmy w nim kilka elementów ze starszych spektakli. Chcemy uwodzić odmiennością [wobec] tego, co się dzieje teraz na ulicach. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie śliska nawierzchnia. Po tak intensywnych opadach byliśmy zmuszeni wycofać część szczudeł (amt, Dziennik Bałtycki nr 156).
Rejs po Długiej
143. „Punktualnie o godzinie 17 [5 lipca] aktorzy zrzucili ze Złotej Bramy błękitna materię, pozwalając załodze Rejsu wpłynąć na ulicę Długa. Przy dźwiękach bębnów i saksofonu Joanny Charchan rozpoczęła się podróż wzdłuż kamieniczek. Paradę otwierały błękitne chorągwie, dalej majestatycznie sunął szczudlarz w czerni, z tyłu jechały wieże, zasnute pomarańczowym dymem. Górujące nad gapiami postacie z żaglami na plecach zaglądały do okien. Teatr Snów pokazał morska wędrówkę, zakończona na Długim Targu spotkaniem wszystkich bohaterów. Tak jak w ubiegłym roku w Księdze Utopii, tak i teraz ruchome obiekty połączyły się tworząc wspólne miejsce dla załogi, osamotnionych zadumanych postaci. Trzeba jednak przyznać, że niebieskie i pomarańczowe dymy, pełzające po przedprożach w kulminacyjnym momencie Rejsu tak się miały do poetyki Teatru Snów, jak reklamy wyrobów wyskokowych i tytoniowych do gdańskich zabytków" (MB [Monika Grand], Gazeta Morska nr 156).